Ta kraina to brytyjska Atlantyda. Opowieści na jej temat pojawiały się w legendach o królu Arturze

Czy Atlantyda istniała naprawdę? Być może w poświęconych jej opowieściach jest nieco prawdy, choć trudno sobie wyobrazić, by ich autorzy przynajmniej częściowo nie podkolorowali rzeczywistości. Okazuje się, że Brytyjczycy również mają własną Atlantydę.
Ta kraina to brytyjska Atlantyda. Opowieści na jej temat pojawiały się w legendach o królu Arturze

Kto wie, być może to po prostu legenda dostosowana do tamtejszych realiów. Mówimy bowiem o krainie rzekomo graniczącej z Kornwalią, położoną na południowym zachodzie. I to właśnie w tych okolicach miała istnieć Lyonesse, o której wspominano już w legendach o królu Arturze.

Czytaj też: Tak szczegółowo Titanica jeszcze nie widzieliśmy. Powstał cyfrowy bliźniak statku

Słynny przywódca nie był postacią historyczną, choć naukowcy zakładają, iż mógł on stanowić swego rodzaju zlepek kilku bądź kilkunastu ówczesnych władców. Władca Brytów miał wsławić się wieloma chwalebnymi czynami na rzecz swoich podwładnych, a jego postać żyje do dziś, między innymi za sprawą licznych książek czy filmów jej poświęconych.

Podobnie jednak jak król Artur, tak i Lyonesse mogła nigdy nie istnieć. Przynajmniej jeśli mówimy o formie, w jakiej przedstawiano tę krainę w legendach. Pierwsze informacje w tej sprawie pochodzą z 1485 roku i zostały zamieszczone w Śmierci Artura autorstwa Thomasa Malory’ego. Był to romans stanowiący zbiór opowieści poświęconych królowi Arturowi oraz rycerzom Okrągłego Stołu. Dzieło Malory’ego obejmowało bardzo rozległy okres, rozpoczynający się przed narodzinami władcy, aż po czas przypadający po jego śmierci.

Atlantyda pojawia się w opowieściach z różnych części świata, a Lyonesse jest jednym z jej odpowiedników

Zapewne pamiętacie historię Tristana i Izoldy, która również jest wspomniana w Śmierci Artura. Według Malory’ego Tristan urodził się w Lyonesse i był królem tamtejszego władcy. Według opisów mowa o bogatej krainie, w której można było znaleźć zarówno wysoce rozwinięte miasta, jak i żyzne równiny. Nad wszystkim górowała natomiast wysoko położona katedra. 

Niestety, Lyonesse już nie istnieje, ponieważ wystarczyła jedna noc, aby całą krainę pochłonęło morze. Dlaczego w ogóle miałoby się tak stać? Chodziło rzekomo o karę boską rzuconą na lokalnych mieszkańców. Niestety, autor tej opowieści nie wyjaśnił, na czym miałą polegać rzeczona zbrodnia. Pewne jest natomiast to, że Lyonesse przepadła, podobnie jak wszelkie dowody, które mogłyby potwierdzać istnienie tej krainy. 

Czytaj też: Czy biblijny potop faktycznie miał miejsce?

Jednocześnie mówi się o jednej osobie, która uszła cało: był to jeździec na białym koniu znany jako Trevelyan bądź  Trevilian. Mężczyzna przetrwał, ponieważ za dnia polował i w pewnym momencie zasnął pod drzewem. Gdy usłyszał hałas zwiastujący nadchodzącą katastrofę, uciekł na wyżej położone tereny, gdzie nie dosięgnęła go woda. Co ciekawe, jeden z kornwalijskich rodów, Vyvyan, posiada herb z białym koniem. Jak twierdzili przedstawiciele tej rodziny, Trevelyan pełnił rolę ostatniego gubernatora Lyonesse.