Grawitacja Ziemi może rozszarpywać niebezpieczne kosmiczne skały. Na nasze szczęście

Układ Słoneczny w większości modeli czy wizualizacji składa się ze Słońca, ośmiu planet z księżycami oraz Pasa Planetoid znajdującego się między orbitami Marsa a Jowisza. Między nimi znajduje się zasadniczo pustka wypełniona przez strumień wiatru słonecznego emitowanego przez naszą gwiazdę dzienną. Tak przynajmniej to wygląda w pierwszym przybliżeniu. Rzeczywistość jest jednak inna. Między planetami krążą miliony mniejszych i większych skał, z których część prędzej czy później na swojej drodze napotyka na planety i księżyce. Wystarczy spojrzeć na powierzchnię Księżyca, aby zobaczyć, że na przestrzeni kilku miliardów lat wiele takich kosmicznych skał uderzyło w jego powierzchnię. To samo dotyczy tak naprawdę wszystkich obiektów Układu Słonecznego, nie wyłączając Ziemi. Jakby nie patrzeć, 65 milionów lat temu taka przypadkowa skała doprowadziła do końca panowania dinozaurów na powierzchni Ziemi. Najnowsze informacje jednak wskazują, że z częścią takich dużych skał Ziemia poradziła sobie w osobliwy sposób.
Grawitacja Ziemi może rozszarpywać niebezpieczne kosmiczne skały. Na nasze szczęście

Naukowcy podejrzewają bowiem, że Ziemia, ale także i wszystkie inne planety skaliste mogą wykorzystywać swoją grawitację do rozrywania przelatujących w ich otoczeniu planetoid. Skutkiem ubocznym takiego procesu może jednak być powstawanie liczniejszych strumieni mniejszych planetoid.

Może nam się wydawać, że w pobliżu Ziemi jest relatywnie spokojnie. W rzeczywistości jednak w ciągu każdego roku dziesiątki planetoid zbliżają się do Ziemi na odległość mniejszą niż odległość Księżyca od Ziemi. Z drugiej strony rzadko kiedy któraś z nich faktycznie trafia w Ziemię. Wynika to po części z faktu, że średnica orbity Księżyca wokół Ziemi to ponad 700 000 km, a średnica Ziemi znajdującej się w jej środku to niecałe 13 000 km. Jak się jednak okazuje, niewielkie rozmiary Ziemi to tylko jeden element naszego bezpieczeństwa. Naukowcy wskazują, że Ziemia ma wbudowany własny system obronny, w którym główne i jedyne skrzypce gra przyciąganie grawitacyjne. To ono może skutecznie zwalczać niektóre potencjalnie niebezpieczne planetoidy.

Czytaj także: Możemy skończyć jak dinozaury. Zagrożenie uderzeniem dużej planetoidy wyższe niż sądzono

Doskonałym przykładem sytuacji, w której siły pływowe były w stanie rozerwać planetoidę, mogliśmy obserwować w 1992 roku, kiedy to gigantyczna siła grawitacyjna Jowisza rozerwała jądro przelatującej w jego otoczeniu komety Shoemaker-Levy 9. Dwa lata później, szczątki komety szeregiem uderzyły w największą planetę Układu Słonecznego. Od tego czasu jednak naukowcy starali się ustalić, czy planety typu ziemskiego, a więc znacznie mniejsze i lżejsze od Jowisza też są w stanie tak niszczyć planetoidy.

Prowadzone już jakiś czas temu poszukiwania strumieni takich szczątków rozerwanych planetoid spełzły na niczym. Z czasem jednak naukowcy ustalili, że jeżeli do takich rozerwań dochodzi, to szczątki bardzo szybko wtapiają się w otoczenie i nie sposób ich zidentyfikować.

Sytuacja zmieniła się, gdy naukowcy opracowali model opisujący liczbę planetoid różnych rozmiarów w różnych odległościach od Słońca. Porównanie tak uzyskanych danych z danymi obserwacyjnymi z przeglądu nieba Catalina Sky Survey wykazało, że w otoczeniu orbity Ziemi i Wenus jest znacznie więcej małych planetoid krążących po kołowych orbitach wokół Słońca i to w tej samej płaszczyźnie co te planety. Właśnie w tym momencie pojawiła się myśl, że nadmiar małych planetoid może w rzeczywistości być szczątkami większych planetoid rozerwanych pływowo przez Ziemię oraz Wenus.

Czytaj także: Jak wyglądało uderzenie asteroidy, która zabiła dinozaury? Wystarczy spojrzeć na tę symulację

Wprowadzenie zatem do modelu zmian, według których planetoidy przelatujące w pobliżu planet skalistych traciły od 50 do 90 proc. swojej masy, generując strumienie fragmentów, sprawiło, że nagle model prawidłowo przewidywał liczbę planetoid w naszym otoczeniu. Artykuł naukowy opisujący ten model opublikowano właśnie w periodyku The Astrophysical Journal Letters.

Pozostaje jedynie pytanie o to, czy to dobrze, że taki proces ma miejsce. Z jednej strony, w otoczeniu Ziemi mamy dzięki niemu mniej dużych planetoid, które mogłyby zagrażać (w razie zderzenia) zagładą całego życia na Ziemi. Z drugiej strony mamy więcej planetoid mniejszych (o rozmiarach mniejszych niż 1 km), które prędzej czy później zderzą się z naszą planetą. Mimo wszystko lepiej obserwować częstsze zderzenia podobne do tego z Czelabińska, jeżeli to oznacza mniejsze ryzyko kolejnego masowego wymierania. Możemy zatem spać spokojnie.

Więcej:planetoidy