Jak wyglądało życie codzienne w starożytnym Egipcie?

Historia starożytnego Egiptu liczy sobie prawie trzy tysiące lat. Założone przez pierwszego faraona Namera w XXXI wieku p.n.e. państwo przetrwać miało aż do śmierci Kleopatry w roku 30 p.n.e. W tym czasie krajem nad Nilem rządziło – wedle tradycyjnej chronologii sporządzonej za czasów Ptolemeuszy przez kapłana Manetona – trzydzieści następujących po sobie dynastii. Po należących do nich faraonach pozostały piramidy, skalne grobowce oraz inskrypcje wychwalające ich czyny. Co jednak wiemy o życiu zwykłych Egipcjan?
Jak wyglądało życie codzienne w starożytnym Egipcie?

W V wieku p.n.e. Egipt odwiedził grecki historyk Herodot z Halikarnasu, zbierający materiał do swych monumentalnych Dziejów, uważanych za pierwszą prace historyczną powstałą w kręgu cywilizacji zachodniej. Uczony mąż zwiedzał kraj, który zarówno czasy swej świetności jak i niepodległości miał już dawno za sobą – wówczas ojczyzna faraonów stanowiła bowiem jedną z wielu prowincji ogromnego perskiego imperium. Mimo tej degradacji ludność żyjąca nad Nilem zachowała swoją odrębność kulturową i żyła wedle liczących sobie dziesiątki stuleci zwyczajów. Te ostatnie szokowały, skądinąd zauroczonego Egiptem, greckiego turystę. Lata później, już w Atenach, Herodot przywołując z pamięci szczegóły swej podróży pisał:

(…) mają też Egipcjanie zwyczaje i obyczaje prawie pod każdym względem przeciwne, aniżeli wszystkie inne ludy. Kobiety u nich przebywają na rynku i handlują, a mężowie siedzą w domu i przędą: lecz inni ludzie przędą w ten sposób, że wątek przędzy wybijają do góry, Egipcjanie zaś – na dół. Ciężary noszą mężczyźni na głowie, kobiety zaś na ramionach. Kobiety oddają mocz stojąc, mężczyźni zaś przysiadając. Wypróżniają żołądek w domu, a jadają poza domem na ulicy, bo myślą tak: co jest nieprzyzwoite, ale konieczne, to musi się robić po kryjomu, co zaś nie jest nieprzyzwoite – otwarcie.(…) Żywić rodziców nie ma dla synów żadnego przymusu, jeśli nie chcą, ale córki bezwarunkowo muszą to robić, choćby nie chciały.

Kapłani bogów gdzie indziej noszą długie włosy, a w Egipcie je strzygą. U innych ludów panuje zwyczaj, że z powodu żałoby strzygą włosy ci, których ona najbardziej dotyczy, Egipcjanie, jeśli im ktoś umrze zapuszczają na głowie i brodzie długie włosy, które dotąd strzygli. Inni ludzie wiodą życie oddzielne od zwierząt domowych, Egipcjanie żyją z nimi razem (…) Ciasto ugniatają nogami, a glinę rękami (a także gnój rękami zbierają). Członki rodne zostawiają inni ludzie takimi jakie je stworzyły natura, Egipcjanie (…) obrzezują je. Szaty każdy mężczyzna nosi dwie, każda kobieta zaś jedną.(…) Hellenowie piszą litery i rachują kamykami, prowadząc rękę od lewej strony do prawej, Egipcjanie zaś od prawej do lewej, a chociaż tak robią, utrzymują, że oni robią to w prawo, Hellenowie zaś w lewo.

Grecki historyk Herodot był zafascynowany egipską cywilizacją, równocześnie uważał że Egipcjanie wszystko robią na odwrót niż inne ludy/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Spostrzeżenia Herodota podsumować można by zatem stwierdzeniem, że z greckiego punktu widzenia w Egipcie wszystko stało na głowie! Mimo jednak zdziwienia wywoływanego egzotyką tamtejszych obyczajów, starożytni Grecy odczuwali głęboką fascynację pradawną cywilizacją znad Nilu. Historyk z Halikarnasu, podobnie jak wielu współczesnych mu myślicieli, uważał Egipt za kolebkę wszelkiej wiedzy i twierdził, że nawet kultu bogów mieszkańcy Hellady nauczyli się od Egipcjan. O arcykapłanach boga Ptaha zaś pisał, że urząd ten przechodził w jednej rodzinie z ojca na syna już od trzystu (!) pokoleń. I choć liczba ta była z pewnością zawyżona, dobrze pokazuje ona, że porównując się z mieszkańcami kraju faraonów, Ateńczycy żyjący w  V wieku p.n.e., mimo całej dumy ze swej greckiej kultury, czuli się jak małe dzieci.

Dar Nilu

Życie starożytnych Egipcjan w pełni uzależnione było od przepływającego przez ich ojczyznę Nilu. Osadnictwo skupiało się w wąskiej lecz długiej dolinie ciągnącej się wzdłuż rzeki uznawanej za świętą. Rytm egzystencji mieszkańców Czarnej Ziemi, jak nazywali oni swój kraj, wyznaczały wylewy Nilu, nanoszące na pola bogaty w składniki odżywcze muł, który użyźniał ziemię, umożliwiając uprawę zbóż i lnu, na których opierała się egipska gospodarka rolna. Stan ten przetrwał  starożytność, a Egipt od kaprysów natury uniezależnił się dopiero w XX wieku dzięki budowie w latach 60. wielkiej Tamy Asuańskiej i stworzeniu systemu śluz, który umożliwił trwającą cały rok irygację pól, przynosząc ze sobą jako efekt uboczny uregulowania rzeki powstanie ogromnego Jeziora Nasera. Wcześniej przez ponad pięćdziesiąt wieków Egipcjanie nieustannie zanosili modły, najpierw do szeregu rodzimych bóstw, potem do Chrystusa i jego świętych, a na końcu do Allaha, błagając o to, by poziom wody i czas trwania najbliższego wylewu mieściły się w graniach rozsądku. Jeśli wody wylało zbyt mało, gleba jałowiała i mieszkańcom Czarnej Ziemi groził głód. Jeśli zaś wylała ona w zbyt wielkiej ilości i długo stała na polach, sytuacja wyglądała niewiele lepiej. Powolne cofanie się Nilu do jego koryta oznaczać mogło, że posiane zboże nie zdąży wykiełkować przed następnym wylewem. Efektem była obsesja pomiarów i prognozowania kaprysów rzeki. W stojących na jej brzegach świątyniach instalowano tzw. nilometry. Na podstawie ich pomiarów starano się oszacować jakość najbliższych plonów i obliczyć wysokość tegorocznego podatku.

Nil wylewał między lipcem a październikiem, przemieniając Egipt w jedno wielkie jezioro, na którym, niczym wyspy, porozrzucane były zbudowane na wzniesieniach ludzkie osady. Jedynym możliwym sposobem przemieszczania się pozostawała łódka, a doświadczanie corocznej powodzi zaowocowało rozpowszechnieniem się wśród Egipcjan umiejętności pływania. Mało kto jednak zanurzał się w fale dla przyjemności: w mętnych nilowych wodach roiło się od krokodyli. Gady stanowiły tak wielkie zagrożenie, że lęk przed nimi oddziaływał nawet na rozkład obowiązków domowych. Choć nie wspomniał o tym w swych Dziejach zwiedzający Egipt Herodot, zapewne równie co innym osobliwościom dziwił się temu, że w kraju piramid robieniem prania zajmowali się wyłącznie mężczyźni. Nie był to jednak przejaw rządów egipskich feministek, które zapędziły mężów do brudnej roboty, lecz reakcja na ataki krokodyli grożące maczającym w Nilu brudne ubrania praczom. Panowie jako z natury sprawniejsi fizycznie mieli po prostu większe szanse na skuteczną ucieczkę przez wynurzającym się z odmętów zębatym potworem.

Starożytni Grecy wierzyli, Egipt jest rajskim ogrodem w którym zboże samo rośnie na polach. W rzeczywistości egipscy chłopi tyrali w pocie czoła i żyli w wiecznym strachu przed głodem/Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Gdy woda w końcu się wycofywała, w październiku lub listopadzie obsiewano pola, zaś czas żniw nadchodził w kwietniu. Zwykłe zjawisko dla społeczności, której biologiczny byt tak bardzo uzależniony był od kaprysów przepływającej przez jej ziemie rzeki, stanowił głód. Zagrożenie niedoborem żywności wiecznie czyhało tuż za rogiem, więc jeśli tylko trafił się dobry rok, lub Egipcjanin zajmował gwarantującą pewne wyżywienie pozycję, to nie ograniczał swych apetytów i jadł ile wlezie. Figurki i malunki, na których uwieczniono przedstawicieli elit, pokazują nam mężczyzn dość korpulentnych. Z kolei wśród przebadanych mumii znaczny odsetek zmumifikowanych ciał ludzi należących do wyższej klasy społecznej, którzy mogli pozwolić sobie na częste jedzenie mięsa, wykazuje daleko posunięte objawy miażdżycy wynikłe ze zbyt bogatej w tłuszcze zwierzęce diety.

Greccy pisarze, tacy jak Herodot i młodszy odeń o cztery wieki Strabon, w swoich opisach Egiptu pozostawili idylliczny obraz tamtejszego rolnictwa, twierdząc, że wskutek pokrycia pól żyznym mułem, jedyne co musieli robić egipscy rolnicy, by uzyskać bogate plony, to zasiać ziarno, sypane na ziemie hojną ręką, a później wgniatane w glebę przez wypuszczone na pola świnie. Potem należało już tylko leżeć w egipskim słońcu brzuszkiem do góry czekając na porę żniw. Wizja ta, choć bardzo sugestywna, niewiele miała wspólnego z rzeczywistością. Helleńskim historykom wychowanym na skalistych i ubogich glebach Grecji, z których z trudem uzyskiwano nędzne zbiory, Czarna Ziemia rzeczywiście wydawała się rajem, w którym wszystko bujnie rośnie samo z siebie, jednak w prawdziwym świecie egipski chłop tyrał na swoich (a raczej nie swoich, bo cała ziemia w kraju należała do faraona i świątyń) polach, uwijając się w nieustannym znoju. Kiedy zaś w końcu zebrał plon, do własnego użytku pozostawało mu niewiele: większość plonów oddawał bogaczom cieszącym się prawami własności do majątków ziemskich nadanych im przez króla, a znaczną część reszty konfiskowali znienawidzeni poborcy podatków. Biada kmieciowi, który z racji nieurodzaju nie był w stanie zapłacić państwu corocznej daniny – delikwenta i jego rodzinę brano w dyby i bez litości obijano kijami.

Dach nad głową

Jak wyglądało zatem życie na wybrzeżach świętego Nilu w epoce faraonów? Jak wspomnieliśmy, historia starożytnego Egiptu liczy sobie trzydzieści wieków i oczywiście przez ten czas, mimo zadziwiającej stabilności egipskiej cywilizacji, warunki bytowania mieszkańców Czarnej Ziemi się zmieniały. Na potrzeby poniższego artykułu wybierzemy się naszym wyimaginowanym wehikułem czasu w podróż do okresu Nowego Państwa (1540-1070 rok p.n.e.) – epoki, w której kraj nad Nilem osiągnął apogeum bogactwa i  potęgi imperialnej, a jego wpływy rozciągały się od Nubii po Mezopotamię. To także czasy panowania najsłynniejszych faraonów takich jak heretycki reformator religijny Amenhotep IV Echnaton, krótko panujący, lecz rozsławiony odkryciem jego grobu Tutenchamon, czy długowieczny Ramzes II.

Naszą wizytę u ówczesnych Egipcjan zacznijmy od kwestii podstawowej: jak właściwie wyglądały ich domy? Odpowiedź na to pytanie zależy od miejsca, w które się udamy. Zupełnie inaczej wyglądały domy żyjącego w stołecznych Tebach arystokraty, przedstawiciela klasy średniej czy klepiącego biedę w prowincjonalnej wiosce chłopa. Podobnie jak we wszystkich epokach i społeczeństwach, najgorzej działo się ostatniemu z powyżej wymienionych. Mimo iż chłopstwo stanowiło ponad 90% mieszkańców doliny Nilu, do dzisiejszych czasów zachowało się bardzo niewiele stanowisk archeologicznych dostarczających nam wiadomości o warunkach, w jakich przyszło mieszkać tej ogromnej milczącej masie, na którą w dużym stopniu patrzymy dziś oczami elit opisujących w swych pismach trudy chłopskiego żywota lub nakazujących malować sceny z wiejskiego życia na ścianach grobowców. Posiadane przez badaczy dowody świadczą jednak, że w przypadku egipskiego kmiecia zastosowanie znajduje nie tyle czasownik mieszkać, co raczej gnieździć się. Inaczej bowiem trudno nazwać warunki, w jakich przyszło żyć nieszczęsnemu chłopu.

Chłopska rodzina zajmowała zwykle niewielką chatkę z suszonej na słońcu cegły mułowej. Składała się ona z jednego tylko pomieszczenia, ciemnego i zadymionego od ulokowanego pośrodku paleniska, na którym gotowano strawę. Okna stanowiły zwykłe otwory w ścianach, przez które wpadało tylko niewiele światła. Czasem zresztą nawet ich nie było. Jak zauważył Herodot, egipscy wieśniacy mieszkali pospołu ze zwierzętami, tak więc w kmieciej chatynce dorośli cisnęli się na niewielkiej przestrzeni z gromadką dzieci i kozami, drobiem, świniami lub, jeśli ktoś był wystarczająco majętny, krową. Zarówno ludzie jak i zwierzęta potrzeby fizjologiczne załatwiali w domu; podłogę pokrywały śmieci i odchody, a smród był nie do wytrzymania. Jeśli gospodyni decydowała się w końcu zamieść klepisko, starała się oddzielić fekalia od reszty brudu, ugniatano je bowiem w brykiety i suszono na słońcu, by później wykorzystać jako paliwo do paleniska. Rodzice wypędzali swe dzieci z chaty, by krążyły po wiejskich uliczkach i zbierały zwierzęce odchody. Dzieciaki niewdzięczną tą pracę wykonywały gołymi rękami, a urobek wkładały do koszyków, które nosiły na głowach. Łatwo więc wyobrazić sobie, w jakim stanie wracały później do rodzinnych sadyb!

Umeblowanie wiejskiej chatki doskonale odzwierciedlało nędzną egzystencję jej właścicieli. Z reguły składało się ono zaledwie z wysłużonej maty do spania i kilku naczyń. O tym, jak żałosny był dobytek egipskiego wieśniaka, najlepiej świadczy fakt, że w nie uznawał on za potrzebne zainstalowania w swym domostwie drzwi: nawet najbardziej zdesperowany złodziej nie połasiłby się na ruchomy majątek chłopa.

Zamieszkujący miasta przedstawiciele klasy średniej, tacy jak posiadający własne warsztaty rzemieślnicy czy niższej rangi urzędnicy, zajmowali domy składające się z czterech pomieszczeń. Powierzchnią przypominały one przeciętne mieszkanie w polskim bloku – miały około 40 metrów kwadratowych. Domek przyjmował kształt kwadratu lub prostokąta,  zazwyczaj znajdowały się w nim bezpośrednie przejścia między poszczególnymi pokojami. Najważniejszą i najbardziej zadbaną część domu stanowił pierwszy pokój, rozciągający się zza drzwiami prowadzącymi na ulicę. Była to reprezentacyjna komnata, w której toczyła się znaczna część życia domowników i gdzie podejmowano gości. Używając współczesnego słownictwa, nazwać możemy ją salonem. Mieszczanie z Teb i innych miast egipskich mieli w zwyczaju ustawiać w pomieszczeniu tym dekoracyjne kolumny. Przeważającą większość tych elementów architektonicznych wykonywano z drewna, ale ci bogatsi w ramach obnoszenia się ze swym majątkiem mogli sprawić sobie kamienną kolumnę. Ci mniej zamożni, ale aspirujący uciekali się do oszustwa, nakazując malować drewniane kolumny tak, by wyglądały na wykute z kamienia.

Motel typowego domu egipskiej klasy średniej/Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Drugi pokój służył z reguły za sypialnię. Mieściło się w nim podwyższenie z cegieł, na którym nocą rozkładano maty i spano. W dzień służyło ono za siedzisko, na którym zmęczony domownik mógł chwile odsapnąć. Tu też oddawano cześć zmarłym przodkom, na jednej ze ścian malowano ślepe wrota stanowiące połączenie z zaświatami. Nieopodal stawiano figurkę, zazwyczaj w formie popiersia, wyobrażającą antenata, której składano ofiary. Nie należy jednak wyobrażać sobie, że przeciętni Egipcjanie z pietyzmem przechowywali całe genealogie sięgające setek lat wstecz, na podobieństwo opisanych przez Herodota arcykapłanów Ptaha. Rodowa pamięć historyczna zwykle kończyła się na dziadkach głowy rodziny, rzadko obejmując więcej niż dwa-trzy pokolenia poprzedników czyli ludzi, których pan domu znał osobiście za ich życia. Figurki kultowe pozostawały jednak w użyciu o wiele dłużej, czasem ponad kilkadziesiąt lat, przechodząc z ojca na syna, w międzyczasie wielokrotnie zmieniając tożsamość tak, że ten sam wizerunek w kolejnych pokoleniach reprezentował zupełnie różne osoby.

Z sypialni przechodziło się do pokoju dziennego, w którym w domach rzemieślników mieścił się warsztat. Jeśli pan domu pracował poza nim, pomieszczenie to mogło stanowić babiniec, gdzie jego żona i córki wykonywały kobiece zajęcia.

Ostatni element każdego miejskiego domostwa stanowiła kuchnia. Z reguły była ona dość ciasna i, co ciekawe, nie posiadała dachu, dzięki czemu dym z paleniska, na którym gotowano, mógł swobodnie ulatywać.

Wyposażenie mieszczańskiego domu było o wiele bogatsze niż chłopskiej chaty. W jego skład wchodziły wykonane z drewna i plecionki meble: stoły, krzesła czy skrzynie na przechowywanie dobytku. Ciekawy element wystroju stanowiły tzw. łóżka-skrzynie, których przeznaczenie nadal wprawia archeologów w konfuzję. Ozdobione wizerunkami bóstw, być może, stanowiły rodzaj kaplic. Jako że zazwyczaj wizerunki na ich ścianach prezentują bogów związanych z płodnością, niektórzy badacze sugerują, że łóżka-skrzynie służyły kobietom do porodów. Ze źródeł wiemy jednak, że dzieci z reguły wydawano na świat w pozycji siedzącej, a rodząca matka przysiadała na specjalnym siedzisku.

Domostwa bogaczy cechowały się przede wszystkim większym rozmachem, niż siedziby klasy średniej. Arystokrata mógł mieć w swej willi nawet do trzydziestu pokoi, z których część zamieszkiwała jego służba. Ponadto pałacyki takie wyposażano w ogrody, a czasem także i w sadzawki, na których brzegu pan domu mógł się relaksować po ciężkim dniu, łowiąc ryby.

Coś na ząb

Podstawę wyżywienia przeciętnego mieszkańca Egiptu stanowiły zboża: pszenica oraz jęczmień. Z nich właśnie przygotowywano najważniejsze produkty żywieniowe, jakimi były chleby oraz piwo. Jako że aż do okresu ptolemejskiego Egipcjanie nie używali monet, wszelkiej maści płatności regulowano często właśnie w miarach zboża lub gotowych bochenkach chlebów. Wiadomo, że robotnicy pracujący przy budowie królewskich grobowców wynagradzani byli właśnie zbożem, wypiekami, piwem i innymi produktami żywieniowymi. Rzemieślnicy wznoszący miejsca pochówku faraonów uznawani byli zresztą za największych szczęściarzy w kraju nad Nilem, bo zarabiali rekordowe stawki. Stali się też bohaterami pierwszego odnotowanego przez źródła historyczne strajku okupacyjnego w dziejach, gdy w obliczu półrocznej przerwy w płatnościach rozsiedli się przed odpowiedzialnym za ich zatrudnienie urzędem i siedzieli tam tak długo, aż dostarczono im odpowiednią ilość żywności.

Klasycznym egipskim wypiekiem był płaski chleb pieczony w otwartych piecach. Do ciasta dodawano mleko, jaja i tłuszcz, więc był on bardzo pożywny i dostarczał tym, których nie stać było na urozmaicenie diety, wystarczającą liczbę kalorii pozwalających przeżyć kolejny dzień. Zamożniejsi smakosze mogli wybierać w bochenkach smakowych, zawierających dodatek miodu, daktyli bądź przypraw. Dużą popularnością cieszyły się różnego rodzaju ciasta.

Drugim najważniejszym produktem otrzymywanym ze zboża było piwo. Woda z Nilu, brudna i pełna drobnoustrojów, nie nadawała się do bezpiecznego picia na surowo, dlatego główny napój, którym Egipcjanin gasił, często dokuczające mu w gorącym klimacie, pragnienie stanowiło właśnie piwo. W przeciwieństwie do współczesnych napitków, miało ono gęstą konsystencję i pełne było różnorakich osadów. Dlatego też w pewnym momencie rozpowszechnił się zwyczaj popijania go przez słomkę, przejęty od ludów Mezopotamii. Jako że jednak nawet największy piwosz może mieć czasem dość ukochanego trunku, mieszkańcy Czarnej Ziemi pijali również mleko – kozie, owcze lub krowie. A jeśli ktoś wydawał imprezę i chciał się dobrze bawić, lub odwrotnie, miał wszystkie dość i pragnął upić się do nieprzytomności, to zostawał mu spory wybór win. Znano zarówno te czerwone jak i, wymagające większego wysiłku przy produkcji, białe.

Podstawowym napojem starożytnych Egipcjan było piwo. Sączono je przez słomkę/ Źródło:Wikimedia Commons, domena publiczna

Mięso większość Egipcjan jadała rzadko, bo było bardzo drogie. Na szczęście, pod ręką pełno było dzikiego ptactwa. W Egipcie nie istniały żadne prawa regulujące łowiectwo, pojęcia kłusownictwa nie znano. Faraon rezerwował sobie, co prawda, monopol na zabijanie pustynnych byków i lwów, ale w kwestii pozostałych gatunków funkcjonowała wolna amerykanka. Jeśli tylko ktoś miał do tego smykałkę i posiadał siatkę, łuk lub oszczep, nic nie stało na przeszkodzie łapaniu przepiórek, gołębi czy kaczek, którymi można było urozmaicić sobie dietę. Prawdziwi twardziele nie ograniczali się tylko do ptactwa, lecz, uzbrojeni w łuki, wyruszali na pustkowia, by tam polować na antylopy i zwierzynę większego kalibru. Inni preferowali ryby –  te zawsze można było kupić od łowiących je hurtowo rybaków. Jeśli zaś ktoś miał własną łódkę i cierpliwość, wyruszał na bagna, by oszczepem przeszywać pluskające się w mętnej wodzie sztuki.

Rozpowszechniony był nabiał, mieszkańcy Egiptu delektowali się dwoma rodzajami sera. Co ciekawe, w 2018 roku w grobowcu w Memfis archeolodzy odnaleźli porcję sera, wyprodukowaną, bagatelka, w czasach Ramzesa II! Żaden z badaczy nie odważył się dokonać degustacji tego przysmaku, którego data ważności do spożycia upłynęła na milenium przed narodzinami Chrystusa.

Jedzono także dużo warzyw takich jak ogórki, sałata, a zwłaszcza cebula oraz czosnek. Te dwa ostatnie były tak powszechnym elementem diety, że używano ich nawet do wypłacania dniówek robotnikom. Z kolei spośród owoców Egipcjanin lubił sobie zjeść daktyle oraz figi sykomorowe.

Do roboty, do roboty!

Żeby jednak móc kupić sobie wiktuały na obiad, należało najpierw mieć pracę. Starożytni Egipcjanie znali cały szereg zawodów, o czym świadczy utwór literacki napisany w okresie Średniego Państwa przez niejakiego Dua-Chetiego. Jest to satyryczna lista rozmaitych profesji, które autor wymienia synowi, opisując szczegółowo wszelkie towarzyszące im cierpienia i niedostatki. Konkluzja opowieści jest taka, że jedynym sensownym zawodem na świecie jest bycie skrybą. Na kultowe pytanie: Jak to jest być skrybą? Dobrze? Dua-Cheti odpowiada: Jeszcze lepiej.

W krótkim artykule nie ma możliwości wyliczenia wszystkich możliwych ścieżek kariery zawodowej, jakie mógł wybrać mieszkaniec Czarnej Ziemi, dlatego przywołamy tylko kilka. Warto przy tej okazji podkreślić, że mówienie o wyborze jest w dużym stopniu anachronizmem: profesję zazwyczaj przekazywano z ojca na syna, młody człowiek tak naprawdę miał niewielkie perspektywy rozwoju zawodowego.

Dua-Cheti za najgorszą możliwą pracę uważał tę wykonywaną na roli. Chcąc zmobilizować swego syna do pilnej nauki pisania i czytania, barwnie opisywał wszelkie niedole egipskiego chłopstwa, na czele z częstym biciem go przez poborców podatkowych. Niewiele lepiej miał pasterz. Nie posiadał nawet własnej chatynki, mieszkał w szałasie i przemieszczał się ze stadem z miejsca na miejsce. Rybak uwijać musiał się po Nilu i dźwigać ciężkie sieci. Na liście godnych pożałowania zawodów znaleźli się też pracz i balwierz. Ten pierwszy nie dość że babrał się w brudnej bieliźnie i całe dni brodził w wodzie, to jeszcze musiał uważać na krokodyle. Ten drugi wędrował zaś od wioski do wioski szukając klientów. Tych, co prawda, nigdy mu nie brakło, gdyż egipska moda zobowiązywała mężczyzn do golenia się na łyso i pozbywania się zarostu, ale fryzjerska robota i tak była niewdzięczna.

A może dobrym miejscem dla młodego, żądnego przygód człowieka było wojsko? Horusie uchowaj! – woła Dua-Cheti. Toć na wojnie można zginąć, odnieść rany, oficerowie przeganiają żołnierzy po pustyni w tę i nazad. Synu, lepiej ucz się hieroglifów! Jak bowiem podkreśla autor Satyry na różne zawody:

Co się zaś tyczy skryby na urzędzie w Rezydencji, to nie będzie on cierpiał żadnych niedostatków. Jeśli wypełnia polecenia innych, nie odejdzie bez satysfakcjonującej zapłaty. (…) Lepszy jest od wszystkich innych urzędów. Nie ma drugiego takiego na ziemi.

Stanowisko skryby stanowiła szczyt marzeń dla przeciętnego  Egipcjanin. Niestety, droga do jego objęcia była długa i trudna, wiązała się z długoletnią edukacją w dziedzinie pisma, którą rozpoczynano, gdy delikwent miał dziesięć lat. Większości mieszkańców kraju nad Nilem nie było stać na opłacenie nauki swoim dzieciom, a nawet bogate rodziny mogące pozwolić sobie na taki wydatek, nie mogły być pewne przyszłości – w końcu chłopak zawsze mógł się okazać zbyt tępy, aby przyswoić sobie skomplikowany egipski system pisma. Warto pamiętać, że w Egipcie okresu Nowego Państwa wykorzystywano dwa rodzaje pisma:  używanej do celów codziennego życia i administracji uproszczonej hieratyki oraz należących do sfery sacrum hieroglifów, którymi spisywano święte teksty na ścianach świątyń i grobowców. W przeciwieństwie do praktyki stosowanej przez egiptologów w XXI wieku, najpierw uczono się tego pierwszego, a dopiero potem przechodzono do drugiego rodzaju znaków. Dzisiejsi uczniowie staroegipskiego pisma przyswajają je sobie w odwrotnej kolejności, utrzymane w sztywnej konwencji hieroglify są bowiem łatwiejsze do zapamiętania i odczytu, niż pośpiesznie kreślona hieratyka.

Na pytanie: Jak to jest być skrybą? dobrze? starożytni Egipcjanie mieli jedną i zdecydowaną odpowiedź. Pisarzy przedstawiano w sztuce jako mężczyzn dość korpulentnych co miało być świadectwem tego jak dobrze się im powodziło/Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Mimo czci, jaką otaczano umiejętność pisania i czytania, szacuje się, że 99% populacji doliny Nilu stanowili analfabeci. Z tego powodu skryba zawsze mógł być pewien zatrudnienia:  istniał ogromy popyt na jego usługi. Pisarze nie tylko pracowali w administracji państwowej, ale też zapisywali dyktowane przez klientów listy lub odczytywali przesłane pisma. Ponadto pełnili funkcje nauczycieli przyszłych pokoleń skrybów, a że dzięki umiejętności czytania mieli dostęp do wiedzy zawartej w dawnych papirusach, niektórzy z nich praktykowali jako lekarze.

Inną powszechnie szanowną drogą kariery było zostanie duchownym. Warto przy tym podkreślić, że w Egipcie nie istniał stan kapłański jako jedna klasa społeczna. Kapłani przywiązani byli do poszczególnych świątyń, w których służyli, aczkolwiek niektóre ośrodki religijne łączyły więzy ponadregionalne. Pracując w tej branży miało się zapewniony spokój, wyżywienie i wygodne życie. Jedyną niedogodność stanowiło przestrzeganie różnych tabu, takich jak np. obowiązek codziennego golenia całego ciała i zakaz jedzenia niektórych rodzajów roślin, ryb czy mięs. Choć najwyższe urzędy arcykapłańskie z czasem stały się dziedziczne, egipskie świątynie potrzebowały nieustannie licznych rąk do pracy i chętnie przyjmowały nowych kandydatów w szeregi kleru. Potencjalny adept nie musiał nawet umieć czytać –  istniała olbrzymia liczba etatów dla służby świątynnej o niezbyt wysokich kwalifikacjach. Jeśli jednak ktoś był piśmienny i cechowała go ambicja, mógł podjąć pracę w jednym z przyświątynnych Domów Życia, które stanowiły ośrodki egipskiej nauki. W ich przepastnych bibliotekach przechowywano papirusy z bezcenną wiedzą, zarówno religijną jak i świecką, a z dachów prowadzono obserwacje astronomiczne. Te instytucje niezwykle fascynowały starożytnych Greków widzących w nich skarbnice dorobku intelektualnego sięgającego tysiące lat w przeszłość. Założone w epoce hellenistycznej w Aleksandrii przez dynastię Ptolemeuszy Muzeum i Biblioteka Aleksandryjska wzorowane były właśnie na tradycyjnych egipskich Domach Życia.

Osoby utalentowane muzycznie lub tanecznie mogły z kolei dołączyć do trup artystycznych. Była to jedna z niewielu ścieżek kariery dostępnych dla kobiet. Malowidła w odkrytych przez archeologów grobowcach często przedstawiają trupy akrobatek i muzykantek. Co ciekawe, show biznes otwarty był też na osoby z niepełnosprawnościami uniemożliwiającymi podjęcie innej pracy: za najlepszych harfiarzy uchodzili niewidomi, którzy kazali sobie słono płacić za swoje występy.

Cierpienia dnia powszedniego

Życie w starożytnym Egipcie wypełnione było bólem i cierpieniem w skali nie do pojęcia dla człowieka XXI wieku. Różnej maści, skutecznie obrzydzające egzystencję choroby stanowiły ponurą część codzienności.

Jeden z najpowszechniejszych problemów z jakim mierzyć musieli się Egipcjanie stanowiły powszechne uszkodzenia uzębienia. Co prawda, próchnicy prawie nie znano, gdyż w ówczesnej diecie brakowało cukru, ale marne to było pocieszenie w sytuacji, gdy ludzie liczący sobie po trzydzieści lat z hakiem mieli zęby połamane i pościerane niekiedy do dziąseł. Co było przyczyną tego stanu rzeczy? Dostępny na rynku chleb stanowiący podstawę diety mieszkańców Czarnej Ziemi. Trzeba bowiem wiedzieć, że metody mielenia zboża były bardzo niedoskonałe. W procesie produkcji do mąki dostawał się piasek, a nawet drobne kamienie. Zresztą niektórzy piekarze dosypywali tego typu składniki z premedytacją, chcąc zaoszczędzić na wypiekanym przez siebie pieczywie. W efekcie w trakcie konsumpcji takich bochnów zęby ulegały stopniowemu uszkodzeniu, szkliwo ścierało się, a miazga wydostawała na wierzch powodując straszliwy ból. Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy stanowiły ropnie zębów. Były one tak rozpowszechnione, że cierpiało na nie prawie 100% populacji, a wielu Egipcjan miało ich w ustach kilka. Co prawda, ówcześni medycy umieli już radzić sobie z tymi zmianami chorobowymi, nacinając je nożem i odsączając z nich ropę, ale cóż z tego, gdy tylko najzamożniejsi mieli dostęp do usług medycznych. Poza tym, zabieg sam w sobie był wyjątkowo nieprzyjemny. Większość dotkniętych chorobą przyzwyczajała się więc do chronicznego bólu szczęki, co było rozwiązaniem fatalnym, bo rozwijające się bez kontroli ropnie potrafiły doprowadzić do deformacji szczęki dotkniętego nimi nieszczęśnika lub wręcz go zabić, gdy ropa poprzez kości dostawała się do mózgu.

Gorący klimat, ostre słoneczne światło, wszechobecny piasek i muchy skutkowały z kolei chorobami oczu. Po  uszkodzeniach zębów stanowiły one jeden z najpowszechniejszych problemów zdrowotnych w dolinie Nilu. Znaczny odsetek populacji cierpiał na różnego rodzaju zapalenia spojówek, a wielu z upływem lat traciło wzrok. W pewien sposób radzono sobie z tym problemem, stosując kredki do oczu. Makijaż stosowali zarówno mężczyźni jak i kobiety, a składniki wchodzących w jego skład specyfików miały działanie ochronne, dające wytchnienie wymęczonemu narządowi wzroku.

Ostatni problem, który chciałbym tu zasygnalizować, stanowiły pasożyty. Chłopi pracujący na polach i brodzący nieustannie w płynącej kanałami nilowej wodzie byli wystawieni na niebezpieczeństwo schitosomatozy, skutkującej anemią choroby pasożytniczej wywoływanej pasożytami roznoszonymi przez żyjące w Nilu ślimaki wodne. Przypadłość ta stanowiła poważny problem w Egipcie aż do XX wieku. Gdy w połowie tamtego stulecia przebadano ówczesnych egipskich chłopów, okazało się, że cierpiało na nią aż 95%  populacji! Z tego samego źródła, czyli rzeki, pochodził inny pasożyt dający się we znaki poddanym faraonów, czyli powodująca owrzodzenie nóg riszta.

Czy jednak starożytni Egipcjanie nie znali sztuki medycznej? Wspomnieliśmy już o praktykach stomatologicznych, ponadto medycy znad Nilu cieszyli się sławą w całym starożytnym świecie. Ze smutkiem trzeba jednak stwierdzić, że otaczająca ich fama była mocno na wyrost. Co prawda, umiano sobie bardzo dobrze radzić ze złamaniami, stan szkieletów odkrytych przez archeologów mumii ludzi, które za życia zaliczyły uraz kończyn, świadczy o fachowej opiece, jaką otoczono ofiary wypadków, ale większość kuracji stosowanych przez ówczesnych lekarzy opierała się na magii i zaklinaniu bogów. Jak łatwo się domyślić, zabiegi te do skutecznych nie należały.

… aż po grób

Życie starożytnego mieszkańca Egiptu było, jak widać, niezwykle ciężkie i nieprzyjemne, a ponadto krótkie. Średnia długość życia poddanego faraona wynosiła… dziewiętnaście lat! Oczywiście, statystyki nie odzwierciedlają rzeczywistej sytuacji, bo nad Nilem żyło całkiem sporo trzydziestolatków, ale człowiek czterdziestoletni uchodził już za starca, a pięćdziesięciolatek – za kuriozum. Zresztą stan zdrowia takich matuzalemów był z reguły tak fatalny, a ich organizmy wyniszczone do tego stopnia, że chyba współcześni nie zazdrościli im długowieczności. Zdarzały się jednak również sytuacje tak wyjątkowe, że musiały wydawać się cudem: faraon Pepi II dożył setki, sprawując rządy przez blisko dziewięćdziesiąt cztery lata. Jego poddani musieli zaprawdę mieć wrażenie, że ich władca jest nieśmiertelny. Długowieczny okazał się też Ramzes II. Jednak dla większości Egipcjan tak długi żywot był równie realny, co lot na Księżyc.

Śmierć nie stanowiła dla mieszkańców Czarnej Ziemi końca, lecz dopiero początek. Powszechna była wiara w to, że sprawiedliwi przenoszą się do miejsca zwanego Polem Trzcin, gdzie pędzić mieli życie wieczne. Niezbędny warunek tego pośmiertnego bytowania stanowiło jednak zachowanie w całości ciała zmarłego, stąd jedną z najbardziej charakterystycznych cech egipskiej cywilizacji było mumifikowanie zwłok, a następnie (o ile rodzinę stać było na taki wydatek) składanie ich w grobowcach wypełnionych wyposażeniem mającym posłużyć delikwentowi na tamtym świecie.

Kwestie wiary w życie pozagrobowe i związanych z tym rytuałów wychodzą poza tematykę tego artykułu. U drzwi grobowca kończy się nasza podróż w czasie do Egiptu faraonów. W krótkim mgnieniu oka ujrzeliśmy fragmenty codziennego życia ludzi, którzy tłoczyli się na ulicach Teb, Memfis i innych miast lub w pocie czoła harowali na ciągnących się wzdłuż rzeki polach. Odeszli oni tysiące lat temu, nie ma ich już z nami. I tylko Nil nadal toczy swe święte wody.