Czy syberyjskie jezioro to krater po katastrofie tunguskiej? Rozwiązanie zagadki wciąż wymyka się badaczom

15 lutego 2013 roku w atmosferę Ziemi zupełnie niepostrzeżenie wszedł meteoroid o średnicy od 17 do 20 metrów. Mieszkańcy Czelabińska w Rosji mogli zaobserwować wtedy przelot niezwykle dużego i jasnego superbolidu, usłyszeć jego eksplozję na wysokości 30 kilometrów nad powierzchnią, a na chwilę odczuć na sobie falę uderzeniową tej eksplozji. Owa eksplozja była na tyle silna, że doprowadziła do uszkodzenia ponad 7000 budynków i do obrażeń u ponad 1500 osób nawet mimo tego, że same szczątki meteoroidu spadły poza obszarem miejskim i nikogo na Ziemi nie raniły. To zdecydowanie największy obiekt kosmiczny, który wszedł w atmosferę Ziemi nad obszarem zamieszkanym od wielu dekad. Nie zmienia to jednak absolutnie faktu, że w porównaniu z wydarzeniem, do którego doszło nad Syberią całe 105 lat wcześniej.
Czy syberyjskie jezioro to krater po katastrofie tunguskiej? Rozwiązanie zagadki wciąż wymyka się badaczom

30 czerwca 1908 roku w atmosferę naszej planety nad Syberią wszedł masywny obiekt. Jego uderzenie w powierzchnię Ziemi doprowadziła do połamania i położenia ponad 80 milionów drzew na obszarze ponad 2000 kilometrów kwadratowych. Do tak zwanej katastrofy tunguskiej doszło nad rzeką Podkamienna Tunguska, na północ od jeziora Bajkał. Choć sam obszar uderzenia był niezamieszkały, to przelot obiektu widoczny był w promieniu 650 kilometrów a słyszany w promieniu 1000 km od niego. Problem jednak w tym, że do dzisiaj nie znaleziono ani szczątków planetoidy, ani nawet miejsca, w który miałaby ona uderzyć. Dane sejsmiczne i z magnetometrów wskazują, że mieliśmy do czynienia z eksplozją o sile porównywalnej z detonacją bomby jądrowej Castle Bravo z 1954 roku, czyli piątej najsilniejszej eksplozji jądrowej w historii.

Czytaj także: Kosmiczna katastrofa tunguska, déjà vu. 10 fenomenów, których nauka nie umie wyjaśnić

Nic zatem dziwnego, że teorii dotyczących tego, co tak naprawdę wydarzyło się nad Syberią było na przestrzeni lat wiele. Część naukowców do niedawna przekonywała, że kraterem po uderzeniu jest jezioro Czeko, znajdujące się kilka kilometrów od miejsca eksplozji w atmosferze. Badacze przekonywali, że wskazuje na to charakterystyczny kształt dna jeziora oraz znajdujące się na dnie szczątki drzew. Problem jednak w tym, że najnowsze badania wykazały iż osady w tym jeziorze mają od 300 do 400 lat, a więc zbiornik ten nie mógł powstać w wyniku uderzenia meteoroidu.

Dodatkowych dowodów na odrzucenie teorii dotyczącej jeziora Czeko dostarczył właśnie zespół naukowców kierowany przez Denisa Rogozina z Rosyjskiej Akademii Nauk. Badacze przeanalizowali inne jeziora znajdujące się w okolicy Podkamiennej Tunguskiej i doszli do wniosku, że jezioro Czeko nie wyróżnia się niczym na ich tle. Ukształtowanie dnia jeziora jest niemal dokładnie takie samo jak dwóch innych jezior znajdujących się w odległości 50 i 60 km od Czeko. Szanse bowiem na to, że trzy podobne planetoidy doprowadziły do powstania trzech niezależnych jezior w tym samym regionie, a w różnym czasie są bliskie zeru.

Gdzie się podział krater? Hipotezy wciąż się mnożą

Naukowcy zwracają jednak uwagę na to, że świadkowie wydarzenia sprzed niemal 120 lat wspominali o eksplozji, do której mogło dojść na wysokości około 10 kilometrów nad Ziemią. Możliwe zatem, że w eksplozji powstało kilka odłamków, z których jeden mógł wybić krater, w którym później powstało jezioro Czeko. Można by było to zresztą sprawdzić, bowiem jeden z zespołów analizujących jezioro wykrył 10-metrową anomalię na dnie jeziora. Możliwe zatem, że jest to pozostałość po meteoroidzie, który narobił zamieszania. Niestety dostęp do jeziora dla naukowców spoza Rosji jest obecnie jeżeli nie niemożliwy to bardzo utrudniony ze względu na agresję Rosji na Ukrainę.

NIe zmienia to jednak faktu, że potencjalnych wyjaśnień jest wiele. Część badaczy podejrzewa, że planetoida mogła być zlepkiem kosmicznego gruzu, który po wejściu w ziemską atmosferę uległ dezintegracji na mniejsze fragmenty, które rozsiały się na obszarze kilkuset kilometrów kwadratowych, co mogłoby tłumaczyć brak jednego dużego krateru. Jeszcze ciekawsza teoria mówi o tym, że planetoida weszła w atmosferę pod takim kątem, że odbiła się od gęstszych warstw atmosfery i wróciła w przestrzeń kosmiczną nie pozostawiając po sobie żadnego śladu poza położonymi tysiącami kilometrów kwadratowych tajgi.

Niezależnie od tego co się wtedy wydarzyło, możemy być pewni, że kolejne zespoły badaczy wciąż będą badały ten region, gdy tylko będzie na to szansa. W końcu ktoś musi wyjaśnić, co się stało z największym meteoroidem, z którym Ziemia spotkała się w XX wieku.