Polska moda, która wcale nie pochodziła z Polski? O historii europejskiego ubioru

Ekstrawaganckie ciżemki i niezwykłe zapięcia to znaki rozpoznawcze „polskiej” mody na Zachodzie. Ale czy faktycznie nowinki te pochodziły znad Wisły?
Polska moda, która wcale nie pochodziła z Polski? O historii europejskiego ubioru

Przez stulecia na zmiany mody wpływała sytuacja w stosunkach międzynarodowych i ruchy na politycznej szachownicy. Ubiory z jednych krajów pojawiały się w innych, były tam przyswajane, pobudzały fantazję, dostarczały pretekstu dla ekstrawagancji. Nazwy różnych historycznych mód nawiązują do tej inspirującej międzykulturowej wymiany, a pojawiające się niekiedy określenia „polski” lub w „stylu polskim” sugerują i nasz wkład w tę dziedzinę.

Dawniej interpretowano to jako bezpośrednie wskazanie źródła danej nowinki, ale dziś mamy świadomość, że nie było to takie proste. Klasyczny przykład to buty o ekstremalnie wydłużonych zadartych noskach, wyjątkowo modne pod koniec XIV  i w XV w. Ich nazwę – poulaines lub cracoves (od Poulaine, czyli starofrancuskiej nazwy Polski, lub jej stolicy Krakowa) – tłumaczono obuwniczą modą, która jakoby miała zacząć się nad Wisłą, a stamtąd rozprzestrzenić na Włochy i resztę Europy Zachodniej. Współczesne badania wskazu-ją, że obuwie to przyszło wcześniej ze Wschodu, a ważną rolę w jego przeniesieniu do Europy odegrali powracający uczestnicy wypraw krzyżowych. Nazwa obuwia odzwierciedla jednak ówczesny sposób widzenia świata. Może też wskazywać, że właśnie w środkowej Europie przyjęto tę modę szybciej i ze szczególnym entuzjazmem lub wypracowano jej atrakcyjny wariant.      

Z kolei w XVI stuleciu dla wieloetnicznej monarchii Jagiellonów, leżącej na pograniczu Wschodu i Zachodu, charakterystyczne było współistnienie rozmaitych mód. Andrzej Frycz Modrzewski pisał, że „niesamowicie to już wygląda, kiedy w jednym domu i rodzinie jedni ubierają się z niemiecka, inni jak Włosi, jeszcze inni z turecka, nie inaczej, niż gdyby się byli urodzili w najodleglejszych od siebie stronach świata. A bardziej jeszcze niesamowite, gdy ktoś, kto rano nosił włoski kaptur, wieczorem kroczy w tureckiej szacie, w szpiczastym kołpaku”. Jedną z takich egzotycznych nowinek przyswojonych w Polsce stały się zainspirowane strojami orientalnymi (zwłaszcza tureckimi) męskie okrycia z pasmanteryjnymi zapięciami („pętlicami”). Ich charakterystycznym elementem były zakończenia pętlic w formie frędzelków z luźno wysnutych nitek.

W Europie Zachodniej takie szamerowania szybko zaczęto kojarzyć z ubiorem polskim, choć pochodzenie ich było niewątpliwie wschodnie, a występowały także w kaftanach węgierskich. Uważano je za malownicze i egzotyczne, a ubiory „polskie” noszono na różnych europejskich dworach. W spisie garderoby królowej angielskiej Elżbiety I wymieniana jest – obok sukni francuskich, włoskich, hiszpańskich i flamandzkich – także „polska”. Na kilku portretach monarchini pojawia się – być może w związku z jakimiś zabiegami dyplomatycznymi – w sukniach z szamerowanym przodem. Z kolei król Danii Fryderyk III posiadał kilka długich szamerowanych strojów z długimi luźnymi rękawami, które w inwentarzu określono jako „polskie”, choć z całą pewnością z Polski nie pochodziły. Król Fryderyk III nosił je prawdopodobnie podczas kostiumowych balów uświetniających wesele brata w 1634 r., kiedy występował jako… władca Mongołów Tamerlan. Nic dziwnego, bo te same ubiory w innych ówczesnych źródłach występują jako „japońskie, tureckie, perskie i indyjskie”. Chodzi więc o ogólnie „wschodnie” wrażenie.

Przez dwa następne stulecia szamerowane zapięcia – standardowo występujące w stroju sarmackim przy bekieszach (płaszcz podszyty futrem), kontuszach i czamarach (długie wierzchnie okrycie) – kojarzono w Europie z Polską. Z pewnością przyczyniły się do tego polskie poselstwa dyplomatyczne przybywające do zagranicznych stolic ze wschodnim przepychem. Szamerowane okrycia, a nawet obuwie zdobione frędzlami  jeszcze w XIX w. określano jako „polskie”.