Polskie złoto dla zuchwałych. Ponad tysiąc skrzyń ze złotem spoczywało na pustyni

Przez ponad cztery lata na pustyni w Senegalu spoczywało ukryte 1217 skrzynek z polskim złotem. O ten skarb rozegrała się jedna z najbardziej tajemniczych batalii II wojny światowej
Polskie złoto dla zuchwałych. Ponad tysiąc skrzyń ze złotem spoczywało na pustyni

Jest poniedziałek, 17 czerwca roku 1940, port Lorient w Bretanii. Dzień wcześniej Francja kapituluje i teraz 60 proc. jej terytorium ma znaleźć się pod niemiecką okupacją. Tymczasem w Lorient zgromadzono ogromny skarb. To kruszec z banków Belgii, Luksemburga i Polski, który udało się ewakuować przed zajęciem tych krajów przez Niemców.

Do wywiezienia złota za granicę mają posłużyć dwa niszczyciele i krążownik „Victor Schœlcher”. Pod jego pokładem ukryto 198 ton kruszcu, w tym 1208 skrzynek ze złotem z Banku Polskiego oraz 9 skrzynek z depozytu Funduszu Obrony Narodowej – FON. Zawierają one w sumie 62 tony cennego metalu: 2728 sztabek i tysiące monet z rezerw banku oraz 213 kilogramów precjozów i biżuterii, po-darowanych przez Polaków na obronę państwa. Pieczę nad majątkiem wartym ponad 70 milionów ówczesnych dolarów sprawuje 50-letni Stefan Michalski, urzędnik warszawskiego oddziału BP i major artylerii w stanie spoczynku. Pilnuje on złota od samego początku jego ewakuacji z Polski we wrześniu 1939 roku i teraz ma nadzieję, że konwój skieruje się w stronę bezpiecznej Kanady, gdzie będzie można przechować złoto do końca wojny.

Jednak Francja podpisała kapitulację, a okręty wciąż stoją w porcie. W końcu w południe 17 czerwca nadchodzi rozkaz: wypłynąć z Lorient. Podejście do portu jest zaminowane, aby je pokonać, dowódcy muszą dokonywać cudów. W końcu udaje się wyjść na Atlantyk. Stefan Michalski jest przekonany, że jednostki popłyną do Ameryki. W nocy z 18 na 19 czerwca „Victor Schœlcher” dołącza do większego konwoju – pięciu krążowników i dwóch niszczycieli, które wypłynęły z Brestu i na których pokładach znajdują się tony złota z banków francuskich. Konwój zmienia kurs na południe, jednak dyrektor bierze to za manewr mający na celu uniknięcie spotkania z niemieckimi U-Bootami. Kiedy jednak dzień później „Victor Schœlcher” odłącza się od konwoju i bierze kurs na południowy wschód, w stronę portu Royan, w głowie Michalskiego zapala się czerwona lampka. Czyżby Niemcy dogadali się z Francuzami w sprawie przejęcia polskiego złota?

Dyrektor interweniuje u dowódcy krążownika komandora Moevusa, jednak on sam niewiele z tego rozumie. Otrzymał radiowy rozkaz zmiany kursu, ale jego forma odbiega od przyjętych we francuskiej marynarce schematów. „Jeśli tego nie potwierdzą, biorę kurs na Casablankę” – oznajmia. Potwierdzenia nie ma, nadchodzą za to depesze o niemieckich łodziach podwodnych. Komandor Moevus sam decyduje więc o płynięciu w stronę francuskiego Maroka. Gdy 23 czerwca „Victor Schœlcher” wchodzi do portu w Casablance, inne jednostki „złotego konwoju” już tam czekają.

Dla Stefana Michalskiego zaczynają się nerwowe godziny. Nikt nie wie, co zamierzają Francuzi. Ich koloniami zarządza kolaborujący z Niemcami rządu Vichy, który może zdecydować o zajęciu depozytów. Podejrzenia rosną, gdy następnego dnia o 5.30 rano „złoty konwój” wychodzi w morze, kierując się do Dakaru we francuskim Senegalu.

Gdzie jest skarb?

Przez kolejnych kilka dni rząd Władysława Sikorskiego alarmuje gabinet Churchilla o za-ginięciu polskiego złota i prosi o pomoc w jego odzyskaniu. Problem w tym, że nikt nie wie, gdzie się ono znajduje. Dopiero 29 czerwca, po dotarciu do Dakaru, dyrektor Michalski przekazuje informację. W odpowiedzi otrzymuje polecenie od ministra skarbu Henryka Stras-burgera: „nie daj się odłączyć od transportu”. Trudno to jednak wykonać.

Nastawienie władz francuskich do Polaka jest wyraźnie nieprzychylne – nie ma mowy o wysłaniu „Victora Schœlchera” do Ameryki. Michalski próbuje na własną rękę zorganizować transport, jednak prześladuje go pech. Zaledwie dzień przez przybyciem „złotego konwoju” port w Dakarze opuścił amerykański krążownik. W Senegalu jest pięć polskich statków handlowych, jednak grozi im internowanie. Cztery z nich potajemnie opuszczają Dakar, pozostaje jedynie niewielki, zbudowany w 1912 roku „Kromań”, dowodzony przez kapitana Tadeusza Dybka. Michalski ma nadzieję, że to właśnie na jego pokładzie uda się ewakuować złoto do Stanów Zjednoczonych.

Plany krzyżuje wielka polityka. 3 lipca 1940 roku z Gibraltaru wyrusza silny konwój brytyjskich okrętów wojennych, którego celem są znajdujące się w algierskim porcie Al-Marsa al-Kabir francuskie jednostki. Brytyjczycy obawiają się, że znajdująca się pod rozkazami państwa Vichy flota wojenna może zostać użyta przeciwko nim. Dowodzący zespołem admirał James Somerville stawia ultimatum – przebazowanie francuskich jednostek na Karaiby i ich rozbrojenie lub oddanie pod opiekę Stanom Zjednoczonym albo walka. „Jeśli odrzucicie te rozsądne pro-pozycje, muszę z głębokim żalem żądać zatopienia waszych okrętów w ciągu 6 godzin” – kończy admirał. Francuzi nie ustępują. Brytyjskie pociski zatapiają pancernik „Bretagne”, kilka jednostek zostaje uszkodzonych, ginie 1300 francuskich marynarzy. Podobną akcję brytyjska flota przeprowadza pod Oranem.

Masakra w Al-Marsa al-Kabir jest sygnałem alarmowym dla stojącego w dakarskim porcie „złotego konwoju”. Obawiając się powtórki akcji, władze nakazują rozładunek okrętów. Przez następne trzy dni setki czarnoskórych tragarzy przenoszą 20,5 tysiąca skrzynek ze złotem, należącym do banków Francji, Polski, Belgii i Luksemburga. Ich waga to niemal 800 ton, a wartość – około miliarda ówczesnych dolarów (dziś należałoby to pomnożyć 25–30 razy). Skrzynki zostają przewiezione koleją do obozu wojskowego w odległym o 65 km miasteczku Thiès. Jednocześnie zaostrza się polityka wobec cudzoziemców, szczególnie z krajów będących sojusznikami Wielkiej Brytanii. Dyrektorowi Michalskiemu odmawia się zezwolenia na transport złota: jedyne, co mu pozostaje, to napisać raport do zwierzchników w Londynie. Zostanie przekazany przez kapitana Dybka, którego statek wymyka się potajemnie z Dakaru w nocy z 26 na 27 lipca 1940 roku.

Brytyjczycy ostrzą zęby na polskie złoto

Mimo coraz trudniejszej sytuacji w Senegalu, Polacy wciąż mają nadzieję na brytyjską pomoc w odzyskaniu złota. Nie wiedzą, że rząd Churchilla już ostrzy sobie na nie zęby. Powodem jest negocjowana z rządem Stanów Zjednoczonych umowa Lend&Lease (pożyczki-dzierżawy), w której ramach do walczącej z Hitlerem Wielkiej Brytanii ma trafić amerykański sprzęt wojskowy oraz strategiczne towary i surowce. Za pomoc wielomilionowej wartości trzeba będzie zapłacić, a Londyn ma wobec USA niespłacone długi jeszcze z pierwszej wojny światowej. Przejęcie złota znacznie poprawiłoby sytuację finansową kraju.

W połowie sierpnia roku 1940 w siedzibie wywiadu MI6 powstaje zespół, którego zadaniem jest namierzenie złota, „zjednanie” tkwiących w Senegalu polskich i belgijskich urzędników i przejęcie będących w ich posiadaniu dokumentów. Szczęśliwie dla Polaków do przeprowadzenia tej skomplikowanej i delikatnej operacji wyznaczonych zostaje dwóch niedoświadczonych poruczników – C. Godwin i Louis Franck. Nie tylko nie mają oni pojęcia o złocie i bankowości, ale nawet nie znają francuskiego. Kiedy informacje te docierają do majora Desmonda Mortona, doradcy Churchilla do spraw wywiadu, jego opinia jest miażdżąca. Opisuje Godwina i Francka jako „doskonale prostodusznych” (perfectly innocent) i zupełnie nienadających się do tego typu misji, a na koniec dodaje sarkastycznie, że „ekspedycji brakuje tylko orkiestry jazzowej i gabinetu osobliwości”.

Misja zostaje odwołana, jednak nie oznacza to brytyjskiej rezygnacji ze zdobycia złota. Pod koniec sierpnia 1940 roku rząd Churchilla rozpoczyna przygotowania do morskiego rajdu na Dakar w celu zniszczenia stacjonujących tam francuskich okrętów wojennych i zajęcia portu przez desant piechoty. Pomysł pochodzi od generała de Gaulle’a – chodzi mu o uzyskanie z brytyjską pomocą kontroli nad Senegalem i uczynienie z niego pierwszej enklawy Wolnej Francji. Chociaż z rządem de Gaulle’a Polacy mają dobre stosunki, sam fakt, że operacja o kryptonimie „Menace” (Groźba) jest planowana bez ich udziału, rodzi podejrzenia, że Brytyjczycy wykorzystają ją do położenia łapy na polskim złocie.

Jednak i tę wyprawę prześladuje pech. Kiedy aliancki zespół desantowy i okręty eskorty stają rankiem 23 września 1940 roku pod Dakarem, na morzu panuje gęsta mgła. Generał de Gaulle decyduje o wysłaniu do portu samolotu i motorówki z parlamentariuszami, których zadaniem jest przekonanie władz kolonii do przejścia na jego stronę. Tymczasem obie jednostki są jednak ostrzelane, a wysłannicy aresztowani. Nie udaje się próba wysadzenia desantu. Celny ogień baterii nabrzeżnych mocno uszkadza też brytyjski ciężki krążownik HMS „Cumberland”. Następne dwa dni przynoszą Brytyjczykom kolejne straty. 25 września operacja „Menace” zostaje przerwana.

Tajemnicze samoloty

Skutkiem ataku są kolejne represje wobec znajdujących się w Dakarze cudzoziemców. Dyrektor Michalski dostaje poufne ostrzeże-nie, że jest obserwowany przez policję. Aresztowanie i rewizja mogą zakończyć się utratą dokumentów polskiego złota, a to miałoby katastrofalne skutki. Co gorsza, brytyjski rajd przekonał władze kolonii do wysłania kruszcu z Thiès jeszcze dalej w głąb Afryki. Transporty rozpoczynają się w nocy z 25 na 26 września, na nową kryjówkę wybrane zostaje oddalone o 600 km miasteczko Kayes, położone na linii Dakar–Niger. Wart setki milionów dolarów kruszec umieszcza się w betonowym magazynie przy bocznicy kolejowej. Ponieważ budynek nie ma utwardzonej podłogi, skrzynki zostają pomalowane białą farbą przeciw termitom. Magazyn otoczono zasiekami i zaporami z szyn. Pilnuje go pięćdziesięciu żołnierzy uzbrojonych w sześć karabinów maszynowych.

Nowa sytuacja oznaczała całkowitą utratę kontroli nad złotem przez Stefana Michalskiego. „Nasi przyjaciele patałachy. To była dziecinna rzecz do zrobienia i zepsuli ją całkowicie, w sposób nie do odrobienia” – komentuje brytyjsko-francuską operację. Dyrektor nie wie nawet, dokąd dokładnie przewieziono złoto. Kiedy w październiku 1940 roku do Dakaru zaczynają docierać informacje o lądujących w Kayes samolotach zabierających jakieś skrzynki – atmosfera robi się nerwowa. Ale prawdziwa panika wybucha wśród urzędników polskiego Ministerstwa Skarbu, gdy w styczniu 1941 roku komórka brytyjskiego wywiadu z Freetown w Liberii informuje, że polskie i belgijskie złoto zostało przewiezione samolotami na terytorium Francji.

Ponieważ inwigilowany przez policję i złożony tropikalną chorobą dyrektor Michalski ma w Dakarze ograniczone możliwości działania, zadanie zweryfikowania tych informacji bierze na siebie 37-letni kapitan Michał Wierusz-Kowalski, wysłany przez Ministerstwo Skarbu z misją specjalną do brytyjskiej Gambii. Już w listopadzie 1940 roku zaczyna budować siatkę kurierów, którzy dobrze znają słabo jeszcze strzeżone szlaki między Gambią i Senegalem i mają kontakty po drugiej stronie granicy. W lutym 1941 roku udaje się nawiązać przez agentów kontakty w Kayes, między innymi z naczelnikiem izby skarbowej i zastępcą komendanta policji. Nie tylko potwierdzają oni, że polskie złoto wciąż znajduje się w magazynie obok dworca, ale także przekazują dokładny opis terenu. Na postawie informacji zdobytych przez kapitana Wierusz-Kowalskiego dyrektor Michalski sporządza szkic, który wysyła do Londynu. Po niemal pół roku nerwów znów wiadomo, gdzie znajduje się skarb.

Francuzi i Niemcy na tropie

Informacje o samolotach zabierających złoto z Kayes okazały się jednak prawdziwe. Rozpoczęta jesienią 1940 roku ewakuacja to fakt, tyle że dotyczący złota belgijskiego i luksemburskiego. Był to wynik nacisków Hansa Richarda Hemmena, przewodniczącego grupy ekonomicznej przy niemiecko-francuskiej komisji rozejmowej w Wiesbaden. Ta utworzona po kapitulacji Francji instytucja miała za zadanie dokonać rozliczeń i podziału majątku między okupowaną częścią kraju, państwem Vichy a Trzecią Rzeszą.

Przez co Niemcy rozumieli również przekazanie znajdujących się na francuskim terytorium depozytów złota należącego do krajów, które okupowali.

Niemiecki wywiad rozpoczął poszukiwania polskiego, belgijskiego i luksemburskiego złota natychmiast po zajęciu Francji. Gdy pod koniec września roku 1940 minister Hemmen uzyskał informacje, że znajduje się ono w Senegalu, natychmiast zaproponował wysłanie tam 20–30 samolotów. Pierwsze miało być zabrane złoto belgijskie. Niemcy argumentowali, że w okupowanej Brukseli działa rząd i bank centralny, depozyty powinny być więc zwrócone. W rzeczywistości ani myśleli o przekazaniu złota Belgom. Pod naciskiem III Rzeszy Francuzi ustąpili. 4 listopada roku 1940 w Kayes wylądował pierwszy samolot, który zabrał 2,4 tony złota. Następnie wyruszył w trasę Agadir–Algier–Marsylia, skąd złoto zostało przewiezione pociągiem do Berlina. W ciągu kolejnych miesięcy tą drogą, a także lądowym szlakiem Kayes do Algieru regularnie wyruszały transporty z belgijskim i luksemburskim kruszcem. Do czerwca roku 1942 wywieziono całość: 4994 skrzynki o wadze ponad 200 ton. Złoto zostało sprzedane przez centralny bank III Rzeszy do Szwajcarii, Rumunii i Turcji, a uzyskane środki nazistowskie Niemcy przeznaczyły na armię.

Podobnie zamierzano postąpić z polskim złotem, ale tu Francuzi stawili opór. Jego przyczyną były zarówno zakulisowe zabiegi polskiego rządu wobec władz Vichy, jak i wytoczony jesienią 1940 roku proces w Nowym Jorku przeciw Bankowi Francji. W pozwie Polacy domagali się zablokowania wartych 65 mln dolarów francuskich rezerw złota w USA jako zabezpieczenia roszczeń. Gdy udało się to osiągnąć, między Vichy a III Rzeszą rozpoczęła się biurokratyczna przepychanka. Na argument ministra Hemmena, że w okupowanej Polsce wciąż działa bank emisyjny, jego francuski partner Yves Bréart de Boisanger odpowiadał, że działalność tej instytucji nie obejmuje całego terytorium, jedynie tereny zajęte przez Niemców. Przekazanie złota mogłoby więc spowodować podobne roszczenia ze strony Związku Radzieckiego, należy więc zaczekać na regulujący status Polski traktat międzynarodowy.

Boisanger twierdził ponadto, że złoto z Kayes jest zabezpieczeniem niespłaconych przez Polskę przedwojennych długów. Argumentował, że w trwającym w USA procesie jakikolwiek ruch w tej sprawie byłby prawnym argumentem przeciw Francji. W grze na zwłokę okazał się mistrzem – przeciągał ją niemal do końca wojny. Tymczasem rozpoczęta w listopadzie 1942 roku operacja „Pochodnia” – lądowanie amerykańsko-brytyjskich sił w północno-zachodniej Afryce – znów dała Polakom nadzieję na odzyskanie skarbu.

Nie ma młotka!

Pod koniec sierpnia 1941 roku Stefan Michalski opuścił Dakar, by przez portugalską Gwineę i Lizbonę udać się do USA. „Nareszcie po 14 miesiącach widzę trawę i las” – zanotował z ulgą po wyjeździe z Senegalu. Jednak w lutym 1943 roku dyrektor znów jest w drodze do afrykańskiego Algieru, gdzie działa już aliancka administracja. Wolni Francuzi nie są wcale za-chwyceni przyjazdem Polaka. Sugerują, że złoto zostało rozrzucone po wielu miejscach w Afryce. Zniecierpliwiony Michalski żąda zgody na wyjazd do Dakaru, ponieważ „pozostawił tam rzeczy osobiste”. Ostatecznie Francuzów przekonuje argument, że – w zamian za zgodę na zwrot złota z Kayes – z sądu w Nowym Jorku wycofa się polski pozew. 10 lipca 1943 r. zostaje podpisane wstępne porozumienie. Jednocześnie trwają rozmowy z Amerykanami o zorganizowaniu transportu morskiego.

W styczniu 1944 roku Stefan Michalski i dwóch urzędników Banku Polskiego – Wiktor Styburski i skarbnik Stanisław Orczykowski – wyruszają w końcu do Kayes. Na miejscu czeka już na nich wysłana z Londynu paczka – maszynki do naciągania taśm, plombownice i gwoździe. Brakuje jednak obcęgów i młotków, bez których niemożliwa jest naprawa mocno nadjedzonych przez termity skrzynek ze złotem. Kupno tych narzędzi w Kayes graniczy z cudem. „Znaleźliśmy złoto za 70 milionów dolarów, a nie możemy znaleźć młotka!” – wścieka się jeden z uczestników ekspedycji. W końcu skrzynki udaje się naprawić. Pod koniec lutego ładunek znów jest Dakarze.

23 marca dowódcy dwóch płynących wzdłuż zachodnich wybrzeży Afryki amerykańskich niszczycieli – USS „Breeman” i USS „Bronstein” otrzymują rozkaz udania się do Dakaru. Okręty są częścią tzw. hunter-killer group, prowadzonej przez krążownik USS „Block Island”, której zadaniem jest polowanie na U-Booty. Kapitanowie są przekonani, że rejs do Dakaru ma związek z wykrywaniem niemieckich łodzi podwodnych. Dopiero na miejscu dowiadują się, że celem jest tajna misja przewiezienia polskiego złota do Nowego Jorku. Na oba okręty załadowanych zostaje 445 skrzynek po 60 kg każda. 4 kwietnia transport dociera do Manhattanu, gdzie zostaje złożony w skarbcu Banku Rezerwy Federalnej. Eskortującego wciąż ładunek dyrektora Michalskiego wprawia w zachwyt ogromna liczba służb bezpieczeństwa, które zjawiły się na nabrzeżu: oprócz marines są też cywilni agenci FBI, policja Nowego Jorku, ochrona wojskowych arsenałów i służba bezpieczeństwa US Navy. Jakiż kontrast z porównaniu z przysypiającymi w 50-stopniowym upale strażnikami z Kayes!

Do listopada 1944 roku z Dakaru zostaje wywiezione całe polskie złoto. Oprócz Stanów Zjednoczonych trafia do banków w Londynie i Ottawie. Polski skarb bezpiecznie przetrwał ponad czteroletnią afrykańską przygodę. 

Powojenny epilog

Przeprowadzony w Londynie powojenny „remanent” złota Banku Polskiego, zakończony 30 czerwca 1945 roku, szacował jego wagę na 67 ton. Kilkanaście ton sprzedano w czasie wojny na pokrycie wydatków polskich władz. W 1946 roku nowy rząd w Warszawie rozpoczął starania o przejęcie depozytów. W czerwcu 1947 roku z Londynu został wysłany „złoty skarb” FON, komunistyczne władze przejęły też złoto z Rumunii. Reszta depozytów pozostała w bankach brytyjskich, kanadyjskich i amerykańskich, jednak w kolejnych latach była wyprzedawana przez władze PRL. Pieniądze zostały przeznaczone na odbudowę, zakup maszyn i surowców, spłatę wojennych zobowiązań wobec Wielkiej Brytanii i inne wydatki. Finansowe i polityczne kulisy tych operacji nie zostały wyjaśnione do dziś.