Te kraje poradziły sobie z pandemią. Polski wśród nich nie ma

Jeżeli za miarę sukcesu w walce z SARS-CoV-2 przyjąć niską liczbę “dodatkowych” zgonów, których w danym roku nie można niczym wyjaśnić, to kilka krajów może pochwalić się wręcz wartościami ujemnymi.
Te kraje poradziły sobie z pandemią. Polski wśród nich nie ma

Tygodnik “Economist” uznał, że Polska jest aktualnie na 11. miejscu na świecie pod względem nieskuteczności walki z pandemią. Jak mierzyć nieskuteczność? Wyjaśniam metodologię przyjętą przez czasopismo. Jeżeli jakiś kraj nie testuje powszechnie, tylko wybiórczo (jak Polska ludzi z objawami) statystyki zgonów związanych z COVID-19 zaniżają rzeczywistą liczbę. „Economist” uznał, że lepiej patrzeć na liczbę “nadmiarowych” zgonów w stosunku do liczby ludności danego kraju.

Niemal wszędzie dodatkowych zgonów jest więcej niż tych oficjalnie wiązanych z pandemią.11. pozycja dotycząca średniej liczby dodatkowych zgonów (excess deaths) na 100 tys. mieszkańców mierzona była w okresie 14 lutego 2020 – do 30 marca 2021. Według danych “Economist”, o ile wszystkich nadmiarowych zgonów w Polsce było w tym czasie 79,3 tys., to z powodu pandemii oficjalnie zmarło blisko 41 tys.

Dlaczego tylu Polaków „niepotrzebnie” umiera? Ostatnio władza udzieliła wyjaśnienia, choć nie wprost, ustami wicemarszałka Senatu. Marek Pęk komentował powód przymuszania szpitali do delegowania miejsc na oddziałach i personelu do opieki nad pacjentami covidowymi. – To jest sytuacja ekstremalna i zawsze dochodzi do jakiegoś poświęcenia dóbr – tłumaczył Marek Pęk.

Odpowiadając na pytanie, czy konieczne jest ściąganie także lekarzy leczących osoby chore na raka, stwierdził: – A jest inne wyjście, jak ratować ludzi chorych na COVID? Ściągnięcie lekarzy jest konieczne dla ratowania ludzi, którzy umierają na koronawirusa. I dlatego według Eurostatu odsetek nadmiarowych zgonów w czasie pandemii w porównaniu z latami 2016-2019 wyniósł 23,5 proc.

Skoro wiemy, dlaczego w Polsce jest jak jest, to dlaczego w tym samym zestawieniu są też kraje „na minusie”? W tym przypadku negatywna wartość oznacza, że część państw po prostu nie tylko nie rejestruje dodatkowych zgonów, ale jest ich zwyczajnie mniej, niż przed pandemią.

Korea Południowa odnotowała 960 zgonów z powodu COVID-19, choć aż o 1120 zgonów dodatkowych mniej; Norwegia miała 570 zgonów z powodu COVID-19, ale w sumie 240 zgonów dodatkowych mniej; Japonia: 3290 zgonów nadmiarowych z powodu COVID-19, ale mniej o 7040 zgonów dodatkowych. Poniżej tych trzech państw lista układa się następująco: Singapur: 30, -420; Filipiny: 8390, -8710; Tajlandia: 70, -6650; Gruzja: 20, -450; Islandia: 30, -50; Kostaryka: 20, -790; Australia: 860, -5240; Tajwan: 10, -5880; Nowa Zelandia: 20, -2060; Mongolia: 0 (2), -1590.

O tym, że Tajwan doświadczony epidemią SARS w 2003 roku po prostu wzorcowo się przygotował (nie licząc faktu, że to wyspa) wiadomo było już w kwietniu zeszłego roku. Mechanizmy kontroli granic i (samo)kontrola społeczna zadziałały. Na COVID-19 umarła jedynie garstka ludzi, a 90 proc. infekcji notowano u przybywających zza granicy.

Nowa Zelandia to dość podobny przypadek co Tajwan. Chcielibyśmy mieć równie sprawne władze i zdyscyplinowane, ufające mu społeczeństwo. Dobrze byłoby też być wyspą na końcu świata. Choć łatwo nie było, bo po 100 dniach bez wirusa patogen próbował przedrzeć się na mrożonkach. W styczniu tego roku słynny wariant południowoafrykański też próbował ataku, bardziej klasycznie (samolotem), ale ostatecznie eż nie dał rady.

Czemu w Korei Południowej czy Islandii jest lepiej niż w Polsce? Wydaje się, że duże znaczenie ma powszechność testowania. Jeżeli bada się całą populację, wiadomo, gdzie rozsiewa się wirus i można pomóc zarażonym na odpowiednio wczesnym etapie. Pomaga też fakt, że jedyna granica lądowa jest z Koreą Północną. Przy kontroli portów Korea Południowa de facto czerpała te same korzyści w walce z pandemią, co wyspiarskie narody. Dlatego przy 51 mln mieszkańców w Korei Południowej zmarło na COVID-19 niespełna tysiąc osób. Islandia, nawet przy wielokrotnie mniejszej liczbie obywateli, powtórzyła ten sam sukces. Plus – to wyspa. A Norwegia?

 

Gdyby nie dziwna sprawa ze Szwecją, gdzie przez początkowo liberalne podejście władz pandemia zebrała śmiertelne żniwo (wartość względna dodatkowych zgonów na 100 tys. mieszkańców plasuje Szwecję między Austrią i Francją), można by pisać o “sukcesach Skandynawów”. 

Nawet Finlandia poradziła sobie nie najgorzej (640 zgonów z powodu COVID-19, 820 zgonów nadmiarowych). Chyba głównie dystansowaniu się społecznemu. Miki Salminena, dyrektor fińskiego urzędu ds. zdrowia publicznego (THL) tłumaczył w listopadzie, że Finowie mają we krwi dystansowanie się, a gdy są zbyt blisko innych „czują się nieswojo”.

– Być może fińska strefa komfortu osobistego jest nieco szersza, niż u innych europejskich nacji. Lubimy trzymać ludzi na metr i dalej od siebie, inaczej czujemy dyskomfort – powiedział agencji „Reuters”.

Norwegia mając niemal taką samą (nieco ponad 5 mln) liczbę ludności co Finlandia odnotowała co prawda 570 zgonów z powodu COVID-19, ale jednak samych zgonów dodatkowych było mniej niż przed pandemią. Śmiertelność „jest ujemna”, bo najpewniej zaostrzone procedury bezpieczeństwa uchroniły ludzi przed niepotrzebnym zgonem. Wystarczyło, że w marcu 2020 roku wprowadzono tam krótki, ale ostry lockdown. Potem wystarczyło kontrolować granice, testować i wysyłać na kwarantannę. O tym, jak Norwegowie się zabezpieczają najlepiej świadczy fakt, że tam szczepi się nawet terminalnie chorych w hospicjach.
 
Ostatnim krajem na liście, jak i w tym tekście, jest Mongolia. Polskie wydanie „Business Insidera” wspominając o tym samym rankingu „Economista” sytuację z pandemią w tym pustynnym kraju określa jako „gorzki smak zwycięstwa”. Wyjaśnienia tych słów należy szukać w tekście o Mongolii w międzynarodowym wydaniu sieciowego magazynu. Jak to możliwe, że przy 3,3 mln mieszkańców i 1,5 tys. infekcjach z powodu koronawirusa nikt nie umarł? Ano umarł, tylko „Economist” chyba tego nie odnotował. W rankingu mowa jest, że dane o zgonach w przypadku Mongolii dotyczą okresu od 1 lutego 2020 do 31 stycznia 2021. Tymczasem pierwsza śmierć z powodu COVID-19 miała miejsce 30 grudnia, druga 6 stycznia. Do 18 marca zmarły tam w sumie 4 osoby.

Niemniej, dane z Mongolii i tak robią wrażenie. A trzy elementy najlepiej charakteryzują fenomen kraju: kompletna izolacja kraju, niskie zagęszczenie ludności oraz zamknięcie ludzi w domach. Władze zarządziły lockdown w 4 dni po odcięciu od świata miasta Wuhan, odległego od stolicy Ułan Bator o 2 tys. kilometrów. Ograniczenia w normalnym życiu były tak ostre, że w konsekwencji protestów społecznych premier Uchnaagijn Chürelsüch podał się 27 stycznia tego roku do dymisji. Szalę goryczy przelały wideo pokazujące matkę z noworodkiem przenoszonej dzień po porodzie, ma mrozie, na oddział covidowy jedynie w szpitalnej koszuli i kapciach.

Pierwszą decyzją następcy, Luvsannamsrain Oyun-Erdene, było masowe szczepienie ludności. Zaczął od siebie. Jego plany na najbliższą przyszłość zakładają też podnoszenie z gruzów gospodarki, w której w której eksport w 90 proc. szedł dotąd przez zamkniętą granicę z Chinami. Nie dziwi więc, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy pandemii PKB Mongolii skurczył się o 10 proc. Oto cena zwycięstwa z wirusem wyłącznie metodami restrykcji.