Volkswagen buduje sieć ładowarek aut elektrycznych. Sprawdziliśmy, jak działają

Elektromobilność jest tematem na czasie. Odkąd Unia Europejska zakazała produkcji aut spalinowych od 2035 roku, zajmuje głowy zarówno osób zajmujących się szeroko pojętą motoryzacją, jak i ludzi, dla których samochód to nic więcej, niż środek transportu. Liczba aut elektrycznych wzrasta co prawda szybciej, niż wskaźnik inflacji, ale niestety nie idzie z tym w parze rozwój infrastruktury. Problemem tym nie muszą się przejmować osoby mieszkające w domach, ale dla mieszkańców bloków może stanowić to przeszkodę nie do ominięcia. Miło jest dowiedzieć się,  że niektórzy producenci, poza dostrzeganiem problemu, starają się w tej sprawie cokolwiek zrobić.
Volkswagen buduje sieć ładowarek aut elektrycznych. Sprawdziliśmy, jak działają

Volkswagen pokazał nam, jak stawia ładowarki obok swoich salonów sprzedaży

Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, Focus.pl

Zostaliśmy zaproszeni do udziału w jazdach testowych najnowszymi BEV-ami Volkswagena, ale wcześniej dowiedzieliśmy się, jak niemiecki producent postanowił wspierać rozwój elektromobilności w naszym pięknym kraju. Okazuje się, że każdy z 89 autoryzowanych dealerów Volkswagena został zobowiązany do instalacji ogólnodostępnych punktów ładowania samochodów elektrycznych – minimum jedno stanowisko ładowania AC o mocy 11 kW i jedno DC o mocy 22kW. Jak wspomniałam wcześniej, stanowiska te mają być ogólnodostępne, więc skorzystać z nich może każdy posiadacz auta elektrycznego, niekoniecznie VW.

Już dzisiaj mamy dostępnych 76 punktów w 36 salonach, pozostałe będą dołączać do tego grona, aby w rezultacie osiągnąć ok. 170 punktów ładowania w całym kraju. Chociaż przykaz dotyczył ładowarek 11 i 22 kW, pokonując trasę Poznań-Warszawa, robiliśmy dwa przystanki na odpoczynek, podczas których ładowaliśmy auta właśnie w takich ogólnodostępnych punktach VW i w obu przypadkach mieliśmy możliwość skorzystania z szybkich ładowarek DC o mocy 50 kW. To pokazuje, że dealerzy podeszli do pomysłu z entuzjazmem i nie ograniczyli się do niezbędnego minimum. Volkswagen określił wymagane minimum, ale to już dealerów zależy, co dodadzą od siebie.

Przyznaję, że na co dzień nie korzystam z ładowarek wolniejszych, niż 50 kW z bardzo prostej przyczyny – mieszkam w bloku, więc aby naładować elektryka, muszę specjalnie po to wybrać się na wycieczkę do punktu ładowania, a wtedy wybieram to, co jest najszybsze. Ta wycieczka pokazała mi, że gdybyśmy mieli chociaż po dwa punkty ładowania na każdym parkingu, można byłoby ładować auto podczas każdego postoju, nawet krótkiego, co znacznie ułatwiłoby życie użytkownikom BEV-ów nieposiadających luksusu w postaci własnego domu. Póki co jest jednak tak, jak jest, więc warto wiedzieć o każdym nowym punkcie ładowania. W trakcie naszej podróży, doładowanie akumulatora z niecałych 70% do pełna zacz kończyło się, zanim na stole pojawił się zamówiony podczas postoju obiad.

Czytaj też: Historia fotografii – od camera obscura do smartfonu

Ładowarki różnych producentów

Jedynym mankamentem w realizacji koncepcji Volkswagena jest dowolność, jaką dostali dealerzy w zakresie wyboru operatorów swoich ładowarek. Może być tak, że jeden salon w mieście X jest zasilany np. przez Greenwaya, a drugi przez Nexity. Na szczęście już 12 z istniejących, a docelowo wszystkie punkty ładowania, mają zostać podpięte do aplikacji We Connect, która pozwala na wyszukiwanie i korzystanie z publicznych stacji ładowania za pomocą jednej karty, niezależnie od operatora, więc niedogodność niebawem zniknie.

Czytaj też: Renault Scenic Vision – widzieliśmy auto niedalekiej przyszłości

Prąd nie zawsze pochodzi z węgla

Bardziej EKO już nie można

Niektórzy z Was pewnie myślą sobie (nie bez racji z resztą), że wszystko to jest fajnie, ale przecież wiadomo, że ładowarki zasilające auta elektryczne pochodzą przecież niejednokrotnie z węgla, więc o jakiej ochronie środowiska tutaj mówimy? To prawda, ale Volkswagen pokazał nam, że da się to zrobić naprawdę „na zielono”. Jako przykład postawiono salon VW w Kaliszu, który zaopatrzony jest w potężną instalację fotowoltaiczną znajdującą się na dachu blacharni i lakierni (w sumie 265 m2 powierzchni), zapewniającą obiektowi mniej więcej 50 MWh energii rocznie. Ciekawostka: taka ilość prądu pozwala na 1000-krotne naładowanie przeciętnego akumulatora samochodu elektrycznego od 0 do 100%.

Co zrobić, jeśli panele to za mało? Odpowiedź na to pytanie pozostawiamy właścicielowi w/w salonu, Michałowi Ignaszakowi:

W Kaliszu dla naszych klientów oferujemy stacje ładowania o mocy 50 kW, jednocześnie dostępną dla trzech samochodów. Instalację fotowoltaiczną w Kaliszu uzupełniliśmy kontraktem na zakup energii wyłącznie ze źródeł odnawialnych od Polenergii. Tym sposobem łączne zapotrzebowanie na energię obiektu w Kaliszu jest realizowane w 100% zeroemisyjnie, ograniczamy w ten sposób emisję CO2 o ponad 200 ton rocznie. Nasz drugi salon – w Koninie, z dwoma punktami ładowania o łącznej mocy 40 kW został rok temu także wyposażony we własną instalację fotowoltaiczną o mocy 50 kWp i tym sposobem przyczynia się do ograniczenia emisji o kolejne 40 ton CO2 rocznie

Da się? Jak widać, tak.

A w trasę zabrał nas…

Wszystko fajnie, ale wypadałoby coś napisać na temat auta, które udostępniono nam do jazdy testowej. Był to Volkswagen ID 5 GTX o mocy 299 KM, 310 Nm i 77kWh pojemności akumulatora. Jak się sprawował? Chętnie bym o tym napisała, ale… tego nie zrobię. W II połowie sierpnia zapraszam Was na Chip.pl, gdzie pojawi się jego pełny test, po dłuższym okresie użytkowania, niż tylko w trasie testowej. Nie chciałabym więc niczego spojlerować, a pierwsze wrażenia z jazdy pokazują, że jest na co czekać.

Dodatkowo, cały sierpień będziemy jeździć wyłącznie autami elektrycznymi. Ich testy również znajdziecie na Chipie, a podsumowanie miesiąca, wraz z informacjami m.in. o czasach ładowania, kosztach i zasięgach aut pojawią się na łamach Focusa na początku września.

Ok, warunki do robienia zdjęć w trakcie jazdy były tak dobre, że nie możemy ich nie pokazać.

Więcej:Volkswagen