Wybuch na Słońcu nie był skierowany w stronę Ziemi. Okazał się tak potężny, że i tak go odczuliśmy

Kiedy na Słońcu dochodzi do eksplozji, Ziemianie mogą wstrzymywać oddech. Tym razem zagrożenie było niewielkie, ponieważ erupcja miała miejsce po odległej stronie naszej gwiazdy. Mimo to fala uderzeniowa dotarła aż do Błękitnej Planety.
Wybuch na Słońcu nie był skierowany w stronę Ziemi. Okazał się tak potężny, że i tak go odczuliśmy

Rzeczone wydarzenia miały miejsce 12 marca, kiedy to sonda monitorująca aktywność Słońca wykryła ogromną ilość materii wyrzucanej z jego odległej strony. Erupcja ta była związana z tzw. koronalnym wyrzutem masy, a wyemitowana chmura wysokoenergetycznych cząsteczek rozpędziła się do prędkości ponad 2100 kilometrów na sekundę.

Czytaj też: Masywna gwiazda na kuracji odchudzającej okiem Teleskopu Jamesa Webba. To się skończy spektakularnym wybuchem

Koronalne wyrzuty masy mogą prowadzić do występowania na Ziemi bardzo silnych burz magnetycznych. Te z kolei stanowią potencjalne zagrożenie dla sieci energetycznych czy komunikacyjnych. Najlepszym przykładem (choć mało przyjemnym) była burza magnetyczna roku 1859. Jak sądzą eksperci, gdyby ówczesne wydarzenia powtórzyły się obecnie, to mielibyśmy, jako ludzkość, ogromne kłopoty.

Jako że obecnie Słońce zmierza ku szczytowi swojej aktywności w ramach 11-letniego cyklu, który ma być szczególnie odczuwalny w 2025 roku, to silne erupcje będą nieco częściej spotykane. I choć zazwyczaj eksplozje mające miejsce po odległej stronie naszej gwiazdy nie zostają wykryte przez ziemskie satelity, to tym razem było inaczej. Stało się tak za sprawą wyjątkowej siły marcowej erupcji.

Wybuch na Słońcu, do którego doszło 12 marca, mógł być związany z plamą słoneczną AR3234

Co stoi za 11-letnimi cyklami? Kluczową rolę odgrywa odwracanie biegunów, do którego dochodzi przy maksimum słonecznym. Wtedy to pole magnetyczne na biegunach słabnie do zera, by później zmienić biegunowość na przeciwną. To, co do tej pory było północą, teraz jest południem. I odwrotnie. Szaleństwo magnetyczne prowadzi do natężonego powstawania plam słonecznych, a stamtąd już krótka droga do wyrzucania z powierzchni Słońca obłoków rozgrzanej plazmy.

Jedną z najbardziej płodnych plam była w ostatnim czasie ta znana jako AR3234. Zanim zniknęła, co nastąpiło 4 marca, zdołała wyemitować 49 rozbłysków klasy C, 12 rozbłysków klasy M i 1 rozbłysk klasy X. Ten ostatni był zarazem najsilniejszym z możliwych. Być może to właśnie AR3234, znajdując się już po drugiej stronie Słońca, ponownie przypomniała o swoim istnieniu. 

Czytaj też: Tutaj grawitacja nie wyrabia. Planetoida kręci się tak szybko, że kamienie się od niej odrywają

Dzięki obecności Parker Solar Probe w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie astronomowie powinni zebrać nieco danych na temat tego, co wydarzyło się 12 marca. Najnowszy pakiet pomiarów w tej sprawie powinien zostać przeanalizowany jeszcze w tym tygodniu. W międzyczasie pozostaje natomiast mieć nadzieję, że Słońce nie ma dla nas żadnych niespodziewanych atrakcji w postaci kolejnych, silnych rozbłysków – tym razem skierowanych w stronę Ziemi.